Dość często oglądam program Morozowskiego, który w TVN24 konkuruje z programem Olejnik o pierwszeństwo w dziedzinie negatywnego dziennikarstwa. Nie jestem masochistą, więc oglądam głównie dlatego, by zobaczyć jak daje sobie radę kolejny naiwny, uczestniczący w programie przedstawiciel PiS, któremu wydaje się, że „dotrze ze swoimi argumentami do innego i trudnego kręgu odbiorców”. Na szczęście coraz bardziej poszerza się grono polityków, którzy zrozumieli, że można dotrzeć wyłącznie do odbiorców świadomie poszukujących prawdy, a tacy telewidzowie zwykle sami znajdują odpowiednią do tego drogę. Mimo to, wciąż jeszcze wielu polityków PiS po prostu lubi szklany ekran, a korzystając z wszelkich zaproszeń nie zadają sobie pytania, kto wyniesie pożytek z ich udziału w programie.
Wczoraj, włączyłem o godz. 18-tej program TVN24, ale program się nie rozpoczynał, a pasmo reklam przedłużało się ponad miarę. Już zacząłem się zastanawiać nad przyczyną opóźnienia, gdy na ekranie pojawił się Morozowski i siedzącemu przed nim samotnie posłowi Kierwińskiemu, a tym samym także telewidzom, wytłumaczył, że mimo kilku telefonów z zaproszeniem polityków PiS, wszyscy odmówili z uzasadnieniem, że nie chcą siadać obok Kierwińskiego.
Wreszcie! Co za ulga! Zrozumieli?
Oglądałem dość pobieżnie monolog Kierwińskiego, który nie zważając na ogromną różnicę klas, dzielącą go pod każdym względem od min. Antoniego Macierewicza, rzucał pod jego adresem najostrzejsze oskarżenia po linii przekazu dnia z Gazety Wyborczej. Morozowski, przyjmujący z podziwem i aprobatą bezczelność swojego gościa, tylko od czasu wspierał go swoimi dopowiedzeniami i stęknięciami. Widziałem potężną siłę tego przekazu, który niczego ważnego nie mówił o Macierewiczu, za to bardzo wyraźnie odsłaniał nędzę Kierwińskiego – był to ewidentnie samobójczy monolog polityka. Zastanawiałem się tylko, jak by to wszystko wyglądało, gdyby obok jednak siedział ktoś z PiS? Jestem pewny, że byłoby o wiele gorzej. Nieobecność rozmywającego wszystko tła, którym jest zwykle grzeczny, cierpliwy i pokorny interlokutor, dający się czasem wciągnąć w jeszcze bardziej rozmydlającą wszystko pyskówkę, to był ten nowy element, który pozwolił skupić całą uwagę na odpychającej postawie Kierwińskiego. To była jedna z rzadkich okazji, by poznać taką lekcję.
Wreszcie! Ale czy nasi tę lekcję zrozumieli? Czy może będą dalej nas obrażać łażeniem do TVN24, udając, że czynią to, by obdarować nas „pluralizmem”?