Narzucono nam obyczaj, na wzór USA, gdzie ważne programy publicystyczno-polityczne transmitowane są w niedzielny poranek. Nie wiem, czy także w Polsce motywowane jest to ideologicznymi potrzebami decydentów telewizyjnych, którzy chcą skłonić ludzi do rezygnacji z tradycyjnych zachowań w poranną część Dnia Pańskiego, ale od wielu już lat taka praktyka się przyjęła. Oczywiście nikt nie musi tych programów oglądać i trzeba przyznać, że rezygnacja z oglądania nudnych spędów polityków przy owalnych stołach w radiu i telewizjach jest coraz łatwiejsza, gdy mechanizmy obronne automatycznie wyłączają uwagę na czas słowotoków różnych Kierwińskich, Zgorzelskich, Szłapków, czy Struzików. A jednak, piątkowe wydarzenia w Sejmie i zdecydowane wystąpienia Pani Premier Beaty Szydło, które naznaczyły nową fazę politycznej rozgrywki i sprowokowały harcowników opozycji do gniewnych reakcji, zachęciły mnie do obejrzenia telewizyjnego niedzielnego serialu obejmującego program „Woronicza 17” w TVP Info, a następnie „Kawę na ławę” i „Lożę prasową” TVN24.
W zasadzie wszystko odbyło się tak, jak zawsze i można było sobie darować tę kolejną powtórkę z rozrywki, ale wyłowiłem dwie sprawy, które zwróciły moją uwagę.
- W programie „Woronicza 17” posłanka Nowoczesnej Barbara Dolniak zaczęła (31 min.) wykpiwać propozycję PiS gwarantującą opozycji większość (np. 8:7) sędziów w TK: „…już pomijam to, że rozważa się jakąś większość, czy mniejszość, która miałaby decydować. Jak można mówić, że jakaś większość miałaby wygrać, przecież sędziowie są niezawiśli…”. Kontynuując, zaprzeczyła sama sobie i przyznała z całą otwartością, że sędziowie są zależni, a w wyrokowaniu spełniają wolę polityków: „…To jest mydlenie oczu, bo jednocześnie chcieliście wprowadzić, że wyrok może zapaść większością 2/3 głosów. A to oznacza, że bez względu na to ilu sędziów wprowadzi opozycja, a ilu rządzący, i tak doprowadzicie w momencie wyrokowania do blokady”.
Takich wypowiedzi prawniczki Dolniak nie da się zdemaskować w programie na żywo siedmiorga uczestników, ale można je usłyszeć, by wrócić do zapisanej wypowiedzi, tak jak ja to zrobiłem. Trzeba najpierw jasno stwierdzić, że uznanie sędziów za niezawisłych kwalifikuje krytykowaną propozycję PiS jako bardzo uczciwą, a nawet wielkoduszną. Pani Dolniak uznała propozycję za mydlenie oczu, bo sędziów wprowadzonych przez PiS uważa wprost za podporządkowanych i bezwolnych. Nie ma więc żadnego powodu, by stosować asymetryczne podejście i sędziów opozycji uznać za niezawisłych. Konkluzja więc jest taka: Posłanka i prawniczka Dolniak domaga się, by układ w TK i zasady jego działania były takie, jakie umożliwią sędziom blokowanie wszelkich ustaw uchwalanych przez większość parlamentarną. I o to chodziło od samego początku w awanturze zaprogramowanej przez PO i wspieranej przez Nowoczesną. Poseł Dolniak potwierdziła wprost, że odrzucenie propozycji PiS motywowane było świadomością, że sędziowie TK ferują wyroki zamawiane przez polityków.
- Druga sprawa ma charakter bardziej ogólny i dotyczy programu „Loża prasowa”, który od wielu lat prowadzi red. Małgorzata Łaszcz. Prowadząca w sposób bardzo widoczny dba zwykle o jednostronny polityczny przekaz programu. Niewygodne wypowiedzi gasi, a często je zagłusza, sama też uczestniczy ponad miarę w rozmowie starannie dobranych dziennikarzy. Zwykle samotny reprezentant (np. Lisicki, Zaremba, Skwieciński, lub dawniej Stankiewicz) odgrywa rolę prawicowej przyzwoitki, mającej neutralizować wrażenie propagandy towarzyszących trójkowych kompletów w typie radia TOK FM. W tę niedzielę prawicowych „oponentów” było o dziwo dwóch – Agaton Koźmiński i Dominik Zdort. Czoła mieli im stawić, ze wsparciem red. Łaszcz, Wielowieyska i Janicki z „Polityki”, który jedynie wyglądem i wiekiem różni się od Passenta.
Nie opowiem o czym była rozmowa, bo jedynie niecodzienność sytuacji zwróciła moją uwagę. Chyba po raz pierwszy w tym programie odbyła się zacięta dyskusja, przeradzająca się momentami w awanturę, gdy okazywało się, że dwaj prawicowi dziennikarze zachowują się nietypowo i mają w ważnych aktualnych kwestiach rzeczywiście całkiem odmienne zdanie od reszty uczestników, choć do niedawna je starannie ukrywali. To warto zobaczyć, a zwłaszcza warto przyjrzeć się zachowaniu red. Łaszcz. Jeszcze nigdy nie widziałem jej tak zdenerwowanej i uwijającej się w szaleńczej, wręcz ordynarnej manipulacji programem. Ten materiał powinien służyć jako szkoleniowy w szkołach dziennikarskich, pokazujący przejrzysty, negatywny przykład prowadzenia telewizyjnej debaty.
Innych, równie nieoczekiwanych i dziwnych wrażeń dostarczyła Wielowieyska, która była w tak kiepskiej formie, że chyba sama miała świadomość jak niezborne, sztuczne i nielogiczne są jej argumenty. Z satysfakcją odnotowałem, że miała nietęgą minę, jakby wiedziała, że jej opcja zmierza w szybkim tempie do dramatycznej klęski.
Sursum corda!