Rafał Broda Rafał Broda
3201
BLOG

Dorota Kania rzuciła Ryszardowi Petru nałęczkę znad Wołgi i weszła w cień Dubnej

Rafał Broda Rafał Broda Społeczeństwo Obserwuj notkę 41

           

             Przywódca „Nowoczesnej”- Ryszard Petru do niedawna był znany wyłącznie z wystąpień w polskiej telewizji, w których dbał o interesy środowisk finansistów. Raczej nie przechwalał się terminowaniem u Balcerowicza, ale przez wiele lat korzystał z tego samego przywileju, by publicznie pleść różne bzdury, bez żadnej odpowiedzialności, mimo że ich konsekwencją często były bolesne skutki dla wielu ludzi. Łatwo było dostrzec, że mówił zwykle to, co ktoś inny zaprogramował, powtarzał wyświechtane slogany i delikatnie rzecz ujmując, nie imponował ani formą wystąpień, ani wiedzą, ani też charyzmą, którą mógłby pociągnąć szersze grono słuchaczy. Był postacią treściowo bezbarwną, jak amator wstawiony w reklamowy klip banku. Po klęsce B. Komorowskiego w wyborach prezydenckich i w obliczu spadającej popularności partii PO, nagle w zaskakujący sposób Petru pojawił się jako potencjalny przywódca nowej siły politycznej. Natychmiast studia telewizyjne wypełniły się jego różnymi wcieleniami, wzbudził życzliwe zainteresowanie politologów i funkcjonariuszy mediów, zaczęto o nim dużo mówić, a pracownie sondażowe zaczęły pompować wyniki dla nowej nazwy Nowoczesna.pl. Równolegle zaczęły się pojawiać głosy krytyczne wobec PO, które wcześniej były bezwzględnie tłumione, a teraz stały się drożdżami dla rosnącego pączka - Petru.

            Jedno, czego wszyscy Polacy mogli się nauczyć w przyspieszonym kursie ewolucji po 1989 roku, to wiedza o tym, że wyśmiewanie teorii spiskowej jest socjotechnicznym zabiegiem, aby ukrywać prawdę o praktyce spiskowej, bez której niewiele ważnych spraw się dzieje. Dzisiaj nawet samo wyśmiewanie nie rodzi wątpliwości, a jedynie ujawnia potencjalnych beneficjentów spisku. Czasem tylko jakiś Czempiński palnie kawałek prawdy o tym, że partię polityczną PO operacyjnie powołały do życia służby. Szybko przywołano go do porządku i zamilkł, choć udział zidentyfikowanego agenta w roli jednego z tenorów tak przekonująco poświadczał jego słowa. Inny kawałek spiskowej prawdy przejawił się w nagłej decyzji D. Tuska o ustąpieniu miejsca B. Komorowskiemu w walce o fotel prezydencki 2010 roku. Tusk, marzący o odwecie za przegrany start w 2005 roku i przygotowujący już kampanijne zabiegi, całkiem niespodziewanie zrezygnował z prezydentury i w geście protestu przeciw nakazowi, któremu nie wolno się oprzeć, odgryzł się znanymi słowami o żyrandolu. Nie wiemy kto mu nakazał, tak jak teraz także nie wiemy, kto uruchomił Ryszarda Petru, by pokierował nowym projektem politycznym o nazwie Nowoczesna.pl. Być może dociekliwi analitycy to wiedzą, albo wydaje im się, że wiedzą, ale zwykłym obserwatorom  wystarczy płynący stąd wniosek, że ojciec chrzestny, ktokolwiek nim jest, ma silne wpływy w Polsce.  Bez mocnych wpływów nie da się uruchomić tak pełnego współdziałania mediów, ośrodków sondażowych, selektywnie dobrać wspierających polityków; trzeba mieć też sporą kasę, by to wszystko sfinansować, bo w tym środowisku dominują ludzie interesowni, a pożytecznych idiotów coraz mniej. Wprawdzie Soros publicznie dzisiaj przechwala się takim wpływem, a przecież Fundacja Batorego nie jest jego jedyną wtyczką w Polsce, ale też głośno poskarżył się, że nie idzie mu dobrze, a Polska, bardziej niż Węgry jest dla niego powodem do troski.  Sama postać Ryszarda Petru pokazuje, że jego promotorzy mają wielki kłopot z doborem wykonawców planu i wszystko może się rozbić o jakość takich przywódców, jak Petru wydobyty z galerii zużytych już kandydatów.

            Mamy szczęście, że tak miałką postać postawiono na czele inicjatywy politycznej, mającej zatrzymać wyzwalanie się Polski z obroży wrogich międzynarodowych sił, które wspierane są przez garstkę  wewnętrznych jurgieltników. Wyraźnie widać, że R. Petru, z jego skromnym potencjałem polemicznym, ograniczonym wybitnie jednostronnym wykształceniem i kompletnym brakiem erudycji, nie przeskoczy poziomu kompetencji potrzebnej do skutecznego politycznego przywództwa. Pompowanie jego pozycji beztreściowym słowotokiem, który może wygłaszać dzięki współpracy usłużnych funkcjonariuszy mediów, jest daremnym trudem, gdyż jako przywódca będzie musiał coraz częściej stawać również do potyczek z prawdziwymi przeciwnikami. Wtedy slogany przestają oddziaływać, a polemiczne meandry owocują częstymi wpadkami, utratą wiarygodności i nierzadko kompromitacją. Jest więc Ryszard Petru komfortowym przeciwnikiem, dla którego pokonania nie potrzeba robić sztucznych wycieczek w PRL-owską przeszłość w poszukiwaniu faktów mogących go skompromitować. Tym bardziej, gdy mamy do czynienia z kimś, kto miał 17 lat w 1989 roku, a tym bardziej gdy to poszukiwanie nie przynosi żadnych twardych faktów, a jedynie jest szukaniem najmniej poważnych i wątpliwych okoliczności, którymi można by pobudzić negatywne skojarzenia. To co robi Petru dzisiaj, a także cały jego życiorys polityczny dostarcza aż nadto materiału, by wykazać jak nędznym zestawem kandydatów dysponowali jego selekcjonerzy. Patrzyłem przed chwilą na program TVP Info, w którym D.Wielowieyska (co ona jeszcze robi w polskiej telewizji?) rozmawia sam na sam z R. Petru i pozwala mu bez ograniczeń najbardziej drastycznie łgać, a także „polemizować” z oponentami, których nie ma przecież w studio, by sprostować jego kłamstwa i propagandę. Cały program Wielowieyskiej był jednym wielkim rozbrajaniem min z przeszłości, na które Petru mógłby zostać wprowadzony przez średniej klasy polemistę zapoznanego z jego działalnością w ostatnich 20-tu latach.

 

Z niedowierzaniem sięgnąłem po Gazetę Polską z 20 stycznia 2016, by zapoznać się z tekstem artykułu Doroty Kani pt. „Petru wychowany pod okiem GRU”, o którym w środowisku fizyków i polityków stało się ostatnio głośno. Napisano już wiele na ten temat, ale w kwestii treści napisanych przez autorkę w tej notce poprzestanę na wyrażeniu zupełnie niewyobrażalnej desperacji, która zmusza mnie do przyznania racji niektórym wypowiedziom na łamach Gazety Wyborczej w odpowiedzi na ten artykuł. To jest ostatnia rzecz, której bym się spodziewał, gdy ze zrozumieniem przyjmuję paszkwil na Kanię napisany tam przez W. Czuchnowskiego, czy szerzej nieznanego „znawcę” instytutu w Dubnej P. Cieślowskiego, czy też przez nieznanego mi, ani z Dubnej, ani z Polski, prof. Tadeusza Paszkiewicza, którego list otwarty publikowano w GW. Ten ostatni użył nawet mojego nazwiska i z kurtuazją właściwą czytelnikom- korespondentom GW obdarzył mnie przekonującym epitetem „radiomaryjny profesor” (niech ktoś doniesie temu Paszkiewiczowi, że jestem dumny z moich kontaktów z Radiem Maryja, natomiast tytuł profesora otrzymałem w czasie, gdy RM praktycznie jeszcze nie zaistniało w przestrzeni publicznej).

W gruncie rzeczy D. Kania podała pomocną rękę R. Petru, bo naciągane oskarżenie, że 12-letni chłopak przebywający z rodzicami-fizykami w Dubnej był wychowany pod okiem GRU, jest tak karykaturalne, że musi budzić sympatię do ofiary. W istocie każde najbardziej słuszne oskarżenie pod adresem R. Petru może być odtąd odparte kpiarską ripostą: „No tak, nad nim w kołysce pochylał się pułkownik KGB, czy też GRU, więc już od niemowlęcia przeszedł na stronę Złego”. Dla mnie osobiście Dorota Kania utraciła wiarygodność i wszystko co pisze na temat tajemnych i ważnych spraw traktuję odtąd z wielką rezerwą. Wszak przez instytut w Dubnej przetoczyło się przez blisko 60 lat kilka tysięcy polskich fizyków i inżynierów, dziennikarz - Kania miała więc wyjątkowo łatwą możliwość weryfikacji swojej wyobraźni na temat, o którym tak mało wie. Jest w tej sytuacji jednak coś, co powinienem zrobić, bo temat Dubnej, a dokładniej „zarzut”, że ja sam przebywałem tam na trzyletnim pobycie naukowym, pojawiał się bardzo często pod moim adresem i był wysuwany przez polemistów w S24 jako ostateczny, dobijający argument, gdy wszystkie inne zawiodły. Rzecz w tym, że wysuwany był prawie zawsze przez anonimowych adwersarzy, a tylko raz wdałem się w szersze wyjaśnianie, czym była Dubna, w polemice z RRK toczonej przed wielu laty i zakończonej usunięciem przez nią moich wpisów. Dorota Kania nie jest anonimowa, więc jej szczególnie dedykuję poniższe słowa, w których spróbuję wyjaśnić krążące wokół Dubnej mity.

 

W Zjednoczonym Instytucie Badań Jądrowych (ZIBJ) w Dubnej przebywałem przez niecałe trzy lata, od początku lutego 1968 do początku stycznia 1971. Po blisko ćwierćwieczu nieobecności, za wyjątkiem dwóch tygodni pobytu (1975) w związku z przeprowadzanym eksperymentem,  w latach 1996-2006 przebywałem tam dwa razy w każdym roku na kilkudniowych pobytach na posiedzeniach doradczego komitetu (PAC) fizyki jądrowej, gdy wybrano mnie na jego członka. Te pierwsze trzy lata pobytu wspominam jako najciekawszy okres mojego życia, choć niewątpliwie wiąże się to z wiekiem (24-27 lat), w którym nie tylko zawodowa aktywność mobilizuje do poszukiwania wrażeń. Miałbym wiele ciekawych historii do opowiedzenia, a z niejakim zdziwieniem zauważam, że moja pierwsza notka otwierająca ten blog, dotyczy właśnie pierwszego wyjazdu do Dubnej w 1968 roku. Z konieczności muszę się jednak ograniczyć wyłącznie do rozwiania powtarzających się mitów o Dubnej, które tak „wnikliwie” powieliła p. D.Kania.

  1. Trzeba najpierw bardzo wyraźnie uściślić, że ZIBJ Dubna był instytutem naukowym powołanym do życia w 1956 roku we wspólnej inicjatywie krajów podporządkowanych związkowi Sowieckiemu po II w. św. Chiny, które też były uczestnikami tego przedsięwzięcia, wycofały się z Dubnej w 1965 roku. Kraje członkowskie przez cały czas płaciły niemałe składki, które w istniejącym układzie politycznym nie miały związku z liczbą naukowców chętnych do pracy w tamtych warunkach. Polska przez cały ten czas płaciła składki i czyni to także dzisiaj, choć liczba polskich fizyków przebywających w Dubnej jest znikoma. Mimo że z oczywistych względów, Rosjanie byli w pełni dominującymi gospodarzami, mieliśmy prawo uznawać zawsze ZIBJ za także polski instytut, którego możliwości warto optymalnie wykorzystać.  Nikt nie może się dziwić, że czołowi polscy fizycy - profesorowie Marian Danysz, Leopold Infeld i Henryk Niewodniczański zdecydowanie popierali i współtworzyli inicjatywę otwierającą perspektywy dla rozwoju fizyki jądrowej w Polsce. Dostęp do urządzeń, na których budowę Polska nie miała żadnych możliwości i wejście w aktywne środowiska wybitnych naukowców to były rzeczywiście nie do pogardzenia perspektywy w czasie, gdy drogi na Zachód jeszcze nie były przetarte.  Niewątpliwie Dubna przez cały czas, mimo różnych wahań, jest do dzisiaj ważnym instytutem, miejscem wielu niezwykle ciekawych odkryć; dlatego zawsze chętnie przyznawałem się do tego, że tam rozpoczynałem swoją karierę zawodową.
  2. „bomba mezonowa” – Kania pisze: „ …. A głównym celem pracujących tam naukowców było skonstruowanie bomby mezonowej, co się nigdy nie udało…”

Gdzieś to już wcześniej czytałem, może nawet w wikipedii, ale czytając zaczerwieniłem się. Jak to? Przez trzy lata pracowałem tam jako naukowiec i nie wiedziałem co było naszym celem? Myślę, że wszyscy polscy fizycy z Dubnej zaczerwienili się w podobny sposób, ale szybko zaczęli się zastanawiać, o co może rzeczywiście chodzić. Sam nie wiem, ale jest w Dubnej niewielka grupa, która bada delikatne zjawisko katalizy mionowej, gdy ujemny ładunek mezonu złapanego na orbitę w atomie deuteru może nieznacznie zredukować odpychanie protonów, które skutecznie przeszkadza w zajściu reakcji termojądrowej, co stanowi podstawową trudność w kontrolowanym wykorzystaniu tego źródła energii. Te badania prowadzone są od dawna i całkiem otwarcie, tak jak wszystkie badania podstawowe w fizyce jądrowej, ale pomysł, by na tym zjawisku oprzeć ambicje militarne nie mógł być nigdy poważnie rozważany poza środowiskiem kompletnych laików.

  1. „Do Dubnej jeździli głównie naukowcy cieszący się zaufaniem władz…”

Inaczej to ujął prof. M.Dakowski, który pisze na swojej stronie: „- Pobyt wZjednoczonym Instytucie Badań Jądrowych” był za komuny dla dwóch kategorii: tych fizyków, którzy mieli wilczy bilet do dobrych laboratoriów na Zachodzie, oraz dla „pracowników” bez osiągnięć naukowych, ale który już swoje lata przepracowali. I jakiś (niewielki) grosz w tym ZIBJ mogą se zarobić.”

Nie wiem jak było w Warszawie i nie wiem jak zbadać stopień zaufania władz, ale w Krakowie nie znam przypadku, by ktoś nie mógł wyjechać do Dubnej z powodu „braku zaufania władz”. U nas fizycy decydowali, czy ktoś jest potrzebny w Dubnej, czy warto go tam posyłać, a czasem tylko i bardziej teraz, niż przed 1989, czy warto przymknąć oko na słabe kwalifikacje i pozbyć się go na chwilę z macierzystego instytutu. Wiem, że już po moim powrocie z Dubnej, mocno podwyższono zarobki Polaków w Dubnej i wtedy liczba chętnych do wyjazdu w tej drugiej kategorii znacząco wzrosła. Ja wyjeżdżałem w czasie, gdy wyjazdy na Zachód były tak rzadkie, że nawet nie zdążyłem się przekonać czy mam wilczy bilet, czy nie, a nad zaufaniem władz do mnie nawet się nie zastanawiałem. Prof. A. Hrynkiewicz, który był wtedy wicedyrektorem ZIBJ wezwał mnie i kolegę do swojego gabinetu i oznajmił: „Nasza grupa w Dubnej potrzebuje współpracownika. Jeden z panów musi tam pojechać na co najmniej jeden rok. Nie chcę za was decydować, obaj się dobrze nadajecie, ale sami rozstrzygnijcie to między sobą.” Kolega zdecydowanie nie chciał, a ja uznałem, że mogę spróbować i nie widzę przeszkód, by pojechać w nieznane. Do dzisiaj jestem przekonany, że to przyjęcie losu bardzo mi się przysłużyło, ale nigdy wcześniej o tym nie marzyłem, ani się nie starałem, ani nie dbałem, by zdobywać zaufanie władz.

  1. „Pod okiem GRU” – „…a na miejscu byli objęci nieustanną „ochroną” wojskowych sowieckich służb specjalnych.”

O! Do diabła! Już rozmyślając przed wyjazdem podejrzewałem, że w Dubnej będą nas pilnować, a potem od czasu do czasu czułem instynktownie tę opiekę. Ale żeby od razu służby wojskowe? GRU? Jakie to szczęście, że nie poznali się jak łakomym dla nich kąskiem mogłem być. Domyślałem się, że KGB będzie się mną interesowało, podejrzewam nawet, że mają jakieś zbiory dokumentów dotyczących mojej osoby, ale żeby GRU traciło cenny czas i badało moją przydatność, a może nawet mnie podświadomie wychowywało?

Pracowałem w czysto polskiej grupie, a przez cały rok nawet pracowałem sam. Sam sobie wybierałem problemy do badania, sam byłem własnym technikiem, laborantem, elektronikiem i chemikiem, a dopiero po tych trudach wchodziłem w rolę fizyka. Na co dzień nikt mnie nie pilnował, ani nie nagabywał. Z Rosjanami rozmawiałem jak wolny człowiek i nie kryłem swoich poglądów, ale nigdy ich nie obrażałem. Byliśmy traktowani jak goście, a czasem było to tak przesadnie uprzejme, że czuliśmy się zakłopotani.

Przez wszystkie te lata tylko jeden raz zostałem wezwany na rutynową rozmowę z naczelnikiem tzw. I Oddziału. Było to w związku z moim wyjazdem na konferencję do Holandii w 1970 roku i byłem bardzo ciekaw, co mi ma do powiedzenia i o co będzie pytał. Powiedział bardzo krótko, że podczas tego wyjazdu reprezentuję ZIBJ i mam w każdej sytuacji dbać o dobre imię instytutu. Uznał, że nie ma potrzeby, by szczegółowo wyjaśniać o co chodzi, natomiast dodał, że reprezentuję także IFJ w Krakowie i jest dla mnie oczywiste, że dobre imię mojego instytutu jest tak samo ważne. Byłem zaskoczony, że rozmowa była tak krótka i pozytywna w swej wymowie.

 

Chyba nikt nie potrafi bronić się przed zarzutem, że był pod okiem służb specjalnych. Może tak było, nie wiem. Wiem, że mogli mieć na mnie mnóstwo haków, bo osobistą wolność wykorzystywałem do granic bezpieczeństwa, ale nigdy nikt tych haków nie próbował wobec mnie wykorzystać. Tuż po moim przyjeździe do Dubnej zwołano zebranie, na którym przedstawiono reguły, do których musimy się stosować. Okazało się, że wolno nam poruszać się bez ograniczeń w promieniu 14 km (nie wiem dlaczego nie 15) wokół Dubnej, wolno nam też jeździć pociągiem do Moskwy, a na każde inne miejsce pobytu musimy mieć zezwolenie z milicji. Zapytałem wtedy, jakie konsekwencje grożą, gdy znajdą mnie w miejscu, na które nie mam zezwolenia? Odpowiedziano mi, że za pierwszym razem zostanę odesłany do Dubnej, za drugim nałożą na mnie karę pieniężną, a za trzecim zostanę relegowany z Dubnej do Polski. Łatwo sobie wyobrazić, że tak znośne konsekwencje dały nam tyle wolności, że jeździliśmy w wiele miejsc bez zezwolenia, a czasem nawet w miejsca, dla których takiego zezwolenia nam odmówiono.

W charakterze anegdoty zakończę wspomnieniem o spotkaniu pierwszego stopnia z tymi, którzy nas w Dubnej pilnowali.

W dniu święta kolejnej rocznicy Rewolucji Październikowej w 1969 roku w Domu Uczonych w Dubnej miała się odbyć wielka zabawa. Chętnie korzystaliśmy z takich okazji, tym bardziej, że z zapowiadaną węgierską orkiestrą miała przyjechać też grupa dziewcząt z Moskwy. Uznaliśmy jednak, że święto rewolucji mamy obowiązek bojkotować i zamiast pójść na zabawę zebraliśmy się na towarzyskim spotkaniu w jednym z mieszkań. Gdy alkohol uśpił trochę ideologicznie motywowane opory, zerknąłem na zegarek i zaproponowałem: „Panowie już prawie północ, dzień bojkotu się skończył. Idziemy na zabawę, tam przecież dziewczyny czekają!” Wszyscy się zgodzili i ze śpiewem na ustach pomaszerowaliśmy przez Dubną. Nasz śpiew był mało świąteczny, był raczej bojowy i lekko ucichł, gdy zauważyliśmy, że przed Domem Uczonych, skąd dochodziły już dźwięki zabawy, stoi cały kordon funkcjonariuszy ubranych dla niepoznaki w długie granatowe płaszcze. Była chwila napięcia, którą spróbowałem rozładować wykrzykując w ich stronę: „Pozdrawliajem z prazdnikom, tawariszczi!” I wtedy stała się rzecz najmniej przez nas oczekiwana – grupa kilkunastu funkcjonariuszy, ukłoniwszy się w pas, odpowiedziała: „I was pozdrawliajem, panowie!” Potem zabawa była przednia, mimo tego jasnego sygnału, że nas dobrze znają i pilnują.

 

Wiem, że z GRU nie należy żartować, ale też nie należy puszczać wodze fantazjom, które mają słabe potwierdzenie w rzeczywistości. Znam kilka osób, które się permanentnie bały i podejrzewały, że „oko służb” cały czas ich widzi, ale to wolni ludzie, a nie ci najbardziej ostrożni, pokonali system.

                      

                              

 

Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem, mimo że wielokrotnie byłem na portalu S24 obrażany. Teraz uzupełnię swoją identyfikację notką o mnie zamieszczoną w Britishpedia.  Broda Rafał prof. dr hab. O: profesor zw. Instytutu Fizyki Jądrowej im. H. Niewodniczańskiego PAN w Krakowie, uznany w świecie specjalista w zakresie struktury jąder i oddziaływań jądrowych; B: Cieszyn, 19.01.1944; P: Jan - był absolwentem WSH w Warszawie, głównym księgowym m.in. w F. "Celma" Cieszyn; Eryka Barbara z d. Richter - była bibliotekarzem w Szkole Muzycznej w Cieszynie; MS: Olga z d. Budiańska; Ch: Aleksander 1974 - jest absolwentem UE z tyt. mgr; Joanna 1976 - jest absolwentką UJ Kraków z tyt. mgr germanistyki, obecnie z tytułem dr University of Tennessee; wnuki: Alina, Urszula, Jędrzej; GrA: wuj Eryk Nanke był mjr WP, dowódcą Plutonu Łączności Radiowej Artylerii w Bitwie o Monte Cassino, brał udział w obronie Tobruku, po wojnie osiadł w Wielkiej Brytanii, do ojczyzny powrócił w 1996 roku a swoje przeżycia opisał w publikacji "Cena bycia innym"; E: 1966 - mgr fizyki, 1971 - doktorat w UJ Kraków; 1981 - habilitacja w IFJ PAN w Krakowie; 1991 - tytuł profesora n. fizycznych; Ca: od 1966 pracownik naukowy IFJ PAN w Krakowie, począwszy od asystenta stażysty do profesora zw., pełniąc funkcję kilkanaście lat kierownika pracowni (wcześniej Zakładu) Struktury Jąder Atomowych; zagraniczne pobyty naukowe: 1968 - 1971 Zjednoczony Instytut Badań Jądrowych w Dubnej, Rosja; 1972 - 1974 Instytut Nielsa Bohra w Kopenhadze, Dania; 1977 - 1979 oraz 1989 - 1991 Instytut fur Kernphysik KFA Juelich, Niemcy; 1982 - 1984 oraz krótsze pobyty w Purdue University w West Lafayette w stanie Indiana, Stany Zjednoczone w charakterze visiting professor, eksperymenty w Argonne National Laboratory, Stany Zjednoczone; WaCW: 230 publikacji naukowych; 5 najważniejszych tytułów: N=40 neutron subshell closure in the Ni-68 nucleus -Phys. Rev. Lett.74,868(1995) Spectroscopic studies with the use of deep-inelastic heavy-ion reactions -Journal of Physics G - Nuclear an Particle Physics 32, R151 (2006) Yrast isomers in tin nuclei from heavy-ion collisions and the neutron h11/2 subshell filling - Phys. Rev.Lett.68, 1671 (1992) Inelastic and transfer-reactions in Mo-92 + 255 MeV Ni-60 collisions studied by gamma-gamma coincidences -Phys. Lett. B251, 245 (1990) Doubly magic Pb-208: High spin states, isomers, and E3 collectivity in the yrast decay -Phys. Rev. C95, 064308 (2017); Aw: Złoty Krzyż Zasługi; Krzyż Wolności i Solidarności; Złota Odznaka Miasta Krakowa; 1 nagroda zespołowa MNiSZW; Nagroda indywidualna III Wydziału PAN; Me: Członek PTF, American Physical Society; założyciel i przewodniczący Klubu "Myśl dla Polski"; współtwórca oraz były członek partii Liga Polskich Rodzin; Ach: zainteresowania naukowo-badawcze: badania struktury jądra i reakcji jądrowych metodami spektroskopii Gamma; współtwórca metody pomiarów krotności Gamma; odkrycie podwójnie magicznych jąder 146Gd, 68Ni i spektroskopia wielu jąder w tych obszarach; rozpracowanie metody badań jąder z nadmiarem neutronów w spektroskopii z użyciem głęboko nieelastycznych zderzeń ciężkich jonów; opublikowanie przeglądowego artykułu dot. tej metody w prestiżowym czasopiśmie J.Phys.G.Nucl.Part.Phys. 32 (2006) R151-R192; zaangażowanie w badania opadu radioaktywnego po "Czarnobylu" w szczególności obszerne badania zjawiska tzw. gorących cząstek; wypromowanie 5 doktorów, recenzowanie kilkudziesięciu prac doktorskich, habilitacyjnych i wniosków profesorskich; czynny udział w licznych konferencjach międzynarodowych i dziewięciokrotnie jeden z głównych organizatorów Międzynarodowej Konferencji "Szkoła Fizyki Jądrowej w Zakopanem"; udział w odzyskaniu niepodległości poprzez wieloletnią działalność niepodległościową, skutkującą represjami ze strony władz komunistycznych np. odebraniem paszportu na 3 lata (status pokrzywdzonego w IPN); kandydowanie na senatora RP i uzyskanie 133,5 tys. głosów w ciągu 5 tygodni kampanii wyborczej; LS: angielski, rosyjski, niemiecki; H: polityka, muzyka, brydż, turystyka górska - udział w 3 dużych wyprawach w Azji; PMM: odkrycie metody badania jąder neutrono-nadmiarowych; wykłady na prestiżowych międzynarodowych konferencjach; pobyt w Instytucie Nielsa Bohra i poznanie wielu wybitnych ludzi nauki; OA: 1999 - 2016 szeroka działalność publicystyczna w Radiu Maryja i wielu wydawnictwach m.in. Gazeta Polska, Nasz Dziennik, Głos Nasza Polska a obecnie na forach internetowych; Encyklopedia Osobistości Rzeczypospolitej Polskiej (7. edition) BPH - British Publishing House Ltd.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo