Na zakończenie, kilka refleksji po latach.
Ludzie współpracujący ze mną w działaniu SIS doskonale rozumieli, że szukamy prawdy i to od nich w głównej mierze zależy, czy ta prawda będzie obiektywna. Stosunkowo łatwo było wyeliminować wyniki, w których widoczna była tendencja "poprawiania" wyników swoich faworytów. Takich przypadków nie było wiele, ale decyzję odrzucenia wyników podejmowałem zawsze po wyjaśnieniu szczegółów w rozmowie telefonicznej. Wspomnę natomiast, trzy przypadki szczególnie cennych ankieterów, których współpracę przyjąłem z wielką wdzięcznością.
Była więc doktorantka z AGH, która z zachowaniem wszystkich wymagań instrukcji zbadała grono kilkudziesięciu doktorantów, a dodatkowo przeprowadziła badania także w wiosce i w małym miasteczku, z którym była związana rodzinnie. Był dyrektor zakładu zatrudniającego ok. 200 osób, który skontaktował się ze mną, by zapytać, czy będą przydatne wyniki uzyskane wśród jego pracowników. Zapewnił, że ma sposób by ankietowani mieli zagwarantowaną anonimowość i nieskrępowany wybór, czy mają wolę wziąć udział w badaniach. Sam był motywowany ciekawością, jakie opinie dominują wśród pracowników, bo nie miał żadnego pojęcia o ich preferencjach politycznych. Przysłał w obu badaniach wyniki dla grupy ok. 80 osób. Była wreszcie grupa harcerzy z Warszawy, którzy zbierali ankiety wśród pasażerów metra. Wzruszyłem się, gdy z lekkim zakłopotaniem przesłali mi swoje wyniki odnotowując sporą przewagę PO i B.Komorowskiego. Wyjaśnili, chyba z dobrym rozeznaniem, że jest to prawdopodobnie związane z tą okolicznością, że wyniki zbierali na trasie do Ursynowa. Harcerzom szczególnie gorąco podziękowałem.
Wiedziałem, że inicjatywa warta jest kontynuacji i łatwo można ją rozwinąć do rozmiaru, w którym uzyska się pełną reprezentatywność. Wiedziałem też, że potrzebne na to będą choćby minimalne środki finansowe, bo trudno wymagać od wolontariuszy, by dopłacali do swojego wysiłku, np. kosztami druku ankiet. Jednak podstawową przeszkodą był brak potwierdzenia, że rzeczywiście ujawniamy prawdę i robimy to lepiej, niż profesjonalne ośrodki sondażowe. Ja co do tego nie miałem wątpliwości, natomiast jasne też było, że wiarygodność badań testowana jest porównaniem z wynikami wyborów, a tutaj w grę wchodzi poważny problem wiarygodności tego, do czego porównujemy. Zrobiłem takie zastrzeżenia w przytoczonym komunikacie, ale sam zastanawiałem się nad ewentualnym źródłem błędu w naszych badaniach, bo mało prawdopodobne wydało mi się oszustwo na tak wielką skalę. W tej kwestii dzisiaj zmieniłem zdanie, a wybory samorządowe 2014 pokazały, że skala oszustw nie jest niczym ograniczona i zależy wyłącznie od potrzeb oszustów.
Gdyby jednak spojrzeć na historię przedwyborczych sondaży, to tak jak w naszym przypadku, drastyczne różnice wyników sondaży prowadzonych na miesiąc przed głosowaniem i wyników głosowania są czymś zwyczajnym. Dzisiaj nie jest nawet czymś nadzwyczajnym zestawienie dramatycznie odmiennych wyników sondaży uzyskanych przez różne grupy badawcze dosłownie w tym samym czasie. Jednych to irytuje, a drugich rozbawia; przykro odnotowywać obecność socjologów w tej drugiej grupie.
W porównaniu naszych liczb sondażowych z wynikami I tury wyborów 2010 zadziwiająca jest zgodność obserwowana dla całego ogona słabo wspieranych kandydatów. Istotna różnica występuje jedynie dla wyniku G.Napieralskiego, ale w tym przypadku dodatkowy miesiąc kampanii mógł bardzo wiele zmienić. Zasadnicza różnica prognozy dotyczy głównych kandydatów-J.Kaczyńskiego i B.Komorowskiego, tutaj do dzisiaj pozostaje kwestią otwartą, gdzie rzeczywiście leży prawda.
Ja nie mam wątpliwości, że w drugiej turze doszło już do jawnego oszustwa wyniku wyborczego, który dał prezydenturę B.Komorowskiemu. Tak ocenili to wszyscy ci, którzy słusznie uznali, że ogłoszone po 24-tej wyniki PKW dają zwycięstwo Kaczyńskiemu i poszli spać, wiedząc że statystycznie ten wynik jest już nie do obalenia. We wcześniejszych dyskusjach na ten temat adwersarze zawsze odsyłali mnie do cząstkowych wyników podawanych w kolejnych godzinach przez PKW i kiedyś zadałem sobie trud, by przyjrzeć się danym z tych komunikatów.
Proszę też się przyjrzeć:
Oficjalne wyniki wyborów podane przez PKW
B.Komorowski - 53.01% J.Kaczyński 46.99%
W kolejnych komunikatach PKW podawała procent policzonych głosów i wyniki obu kandydatów. Wyliczyłem dla sekwencji komunikatów PKW, jaki musiałby być stosunek głosów na kandydatów w pozostałej, niepoliczonej jeszcze części głosów, by uzyskać wyżej podany końcowy, oficjalny wynik wyborów.
głosy policzone (%) pozostało(%) J.K.(%) B.K.(%)
1. 20.94 79.06 46.35 53.65
2. 51.50 48.50 43.35 56.65
3. 80.39 19.61 40.06 59.94
4. 95.01 4.99 39.75 60.25
5. 100.00
Nie wiadomo jaki był startowy bonus dla B.Komorowskiego, ale później przez cały czas, aż do samego końca naciągano dla niego końcowy wynik. Reprezentanci PKW nie uspokajali zatroskanych dziennikarzy i zapewniali pytających z niepokojem o możliwość zmiany wyniku, że po 24-tej głosy już spływały równomiernie z całego kraju. Tak wyraźny trend podliczanych głosów, zmieniający dramatycznie wynik wyborów nie jest wytłumaczalny w ramach statystyki. Przy wielomilionowych liczbach głosujących dopuszczalne zmiany nie mogą przekraczać 0.1%. Nie ma też żadnego racjonalnego powodu, by bieżące tempo napływu głosów było tak odmienny dla dwóch kandydatów. Straszliwie nas oszukano, ale warto to wiedzieć!!!