Niedawna debata S.Cenckiewicza i P.Woyciechowskiego w klubie Ronina pokazała na żywo potencjał argumentacyjny historyków, którzy wcześniej zaskoczyli część opinii publicznej atakiem na Prof. W.Kieżuna. Dzisiaj ukazał się obszerny tekst, w którym wznawiają oni atak na Profesora w sposób tak arogancki, że zaskoczenie musi być jeszcze większe. W gruncie rzeczy cała treść tego świeżego jeszcze tekstu nie mówi niczego nowego o obiekcie ataku, a prawie wszystko o tym, co w tej sytuacji jest ważne, by poznać bliżej atakujących.
Można odnieść wrażenie, że rozwój sytuacji zaczyna mocno doskwierać dwóm historykom i puściły im całkowicie nerwy. Przestali w ogóle ukrywać cel całej akcji, że chodzi o bezwzględny atak, w którym można wykorzystać każdy pretekst, by uderzyć. Z takim tekstem nie da się i nie warto podejmować polemiki. To tak jakby próbować polemizować z Gomułką, który podpierał swoje tezy odpowiednimi cytatami (Kennedy na wyspach Bahama powiedział, cytuję: NIE!!! Koniec cytatu. Także papież w Watykanie westchnął, cytuję: MÓJ BOŻE!!! Koniec cytatu).
Ukazał się nam jednak, w blasku drukowanego słowa, ów słynny "warsztat naukowy historyków", dociekliwość w wyszukiwaniu cytatów pasujących do tezy, zdolność do wnioskowania (np. o anyklerykaliźmie ofiary), uczciwość interpretacji słów wyrywanych z kontekstu i z całego tła sytuacyjnego, wreszcie pogarda dla atakowanego, któremu podobno nie wystarczyło rozumu, by uniknąć dekonspiracji kryptonimu, jakiego używał w agenturalnej działalności. Jeśli to wszystko mam przyjąć jako poważny wynik pracy lustratorów, to muszę stwierdzić, że ta eksplozja nienawiści i demonstracja bezsilności jest rodzajem autolustracji, w której dwaj historycy podważyli cały swój wcześniej uznany dorobek.
Chyba zacznę rozumieć tych, którzy dopchnięci do ściany argumentacją, w poczuciu bezsilności zaczynają mnie oskarżać, że pracowałem w ZIBJ w Dubnej, a potem bez problemu wyjeżdżałem na Zachód, że profesurę odbierałem od zdrajcy Wałęsy, a moje odznaczenie złotym krzyżem zasługi podpisał A.Kwaśniewski. Pewnie trzeba będzie jakąś książkę napisać, zanim się za mnie wezmą. Z drugiej strony W.Kieżun przecież napisał, a Cenckiewicz i Woyciechowski wolą prawdę SB. Dobrze, że J.Kaczyński zdołał wyjaśnić swoje sprawy zanim dobrali się do niego.